List z zaświatów

2009-11-23 00:00:00

Witajcie ludzie!

Mam na imię Rosalinda, i jestem półroczną kotką. Wszystko było świetnie do dzisiaj, ponieważ dzisiaj umarłam. Pozwólcie, że Wam opowiem dlaczego.

Od urodzenia byłam bezdomnym kotkiem. Pomimo faktu, że byłam bardzo ładna, nikt z Was mnie nie chciał. Wiodłam sobie spokojnie kocie życie, jedząc to co sama znalazłam lub upolowałam. Musiałam sobie przecież radzić.

Pewnego dnia znalazłam sobie domek – budę dla kotów, którą ktoś postawił koło swojego bloku. Było mi tam ciepło, miałam kolegów i koleżanki i codziennie pewien Pan wynosił nam jedzenie. Moje szczęście nie trwało długo, ponieważ zachorowałam. Było mi bardzo źle, ponieważ inne koty nie mogły mi pomóc. Doszło do tego, że nie mogłam już wyjść z mojego domku, żeby cokolwiek zjeść. Myślałam wtedy, że mój koniec jest bliski.

Pomyliłam się. Ten Pan, który opiekował się nami, zabrał mnie do siebie. Dał mi ciepłe posłanie przy kaloryferze, dał mi kuwetę z takim fajnym, niebieskim żwirkiem i dawał mi leki. Zaczęło mi się polepszać, więc postanowiłam okazać mu swoją wdzięczność. Dawałam mu się brać na ręce i głaskać, mrucząc przy tym donośnie żeby wiedział, że wszystko jest dobrze.

Mieszkałam tam tydzień już tydzień, gdy mój pan zabrał mnie na wizytę do Pana Doktora. Bałam się bardzo – nowe miejsce i nowy Pan, który zaczął mnie dotykać. Krzyczałam ze strachu, ale nikt mnie nie słuchał. W pewnej chwili z całego mojego przerażenia ugryzłam mojego Pana w rękę – chciałam, żeby mnie stamtąd zabrał. I poczułam jak pęka mi moje kocie serduszko…

Teraz jestem w moim kocim niebie – w końcu byłam dobrą kotką. Rozmawiałam z moimi nowymi kolegami i okazało się, że ten Pan Doktor przyczynił się już nie tylko do mojej śmierci.

Niech to będzie dla Was przestrogą.

Rosalinda


Internauta
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5